Płacz i zgrzytanie zębów, czyli jak się spakować na wyjazd rowerowy

Niech szlag to trafi, zostaję w domu i nigdzie nie jadę – myślę za każdym razem, gdy zaczynam się pakować przed wyjazdem. Jeżeli piekło istnieje, to jestem pewna, że główną karą jest tam niekończące się pakowanie. Za wyjątkowo ciężkie grzechy trzeba się pakować w podróż rowerową, podczas której wszystko trzeba dźwigać samemu. Decydowanie, co zostawić, bo zawsze z czegoś trzeba zrezygnować, wybieranie odpowiedniego sprzętu, odzywający się z tyłu głowy głosik: na pewno czegoś zapomniałaś – płacz i zgrzytanie zębów!

Dobra, tak naprawdę nie jest tak źle. Wprawdzie pakowanie od lat nieodmiennie przyprawia mnie o obgryzione paznokcie i zdarzało mi się wybuchnąć płaczem siedząc pośrodku pokoju, otoczona rzeczami do wzięcia jak obronnym murem, ale w gruncie rzeczy to trzeba po prostu znaleźć na to wszystko jakiś system. Najgorzej jest za pierwszym razem, kiedy nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak to będzie i co cię czeka.

Do eksperta w kwestii rowerowego pakowania jeszcze mi daleko, ale swoje pierwsze błędy nowicjusza mam już za sobą. Udało mi się znaleźć kilka rozwiązań, które pozwoliły wziąć więcej dźwigając mniej. Postanowiłam więc zrobić moją własną subiektywną listę rzeczy, które na rowerowy wyjazd wziąć warto. Przy niektórych punktach znajdziecie nazwę konkretnego produktu. To produkty, które sprawdziłam i z których byłam zadowolona. Oczywiście nie znaczy to, że będzie z nich zadowolony każdy, ale spróbuję na tyle je opisać, żebyś mógł/mogła stwierdzić, czy takie rozwiązanie może ci się przydać i czy akurat w coś takiego chcesz inwestować.

Stajnia, czyli rower i wszystko okołorowerowe

  1. Twój rumak

Czy rower, który stoi u ciebie w piwnicy nadaje się, by wyruszyć nim w rowerową podróż? To zależy. Są ludzie, którzy pół świata zjechali składakiem czy rowerem z marketu. Moim zdaniem, jeżeli masz do wyboru: jechać na tym co masz, albo wiecznie odwlekać wyjazd do momentu, gdy będzie cię stać na porządny rower, to lepiej wybrać to pierwsze. ZAWSZE LEPIEJ JECHAĆ NIŻ NIE JECHAĆ. Pewnie jeżdżenie damką bez przerzutek po alpejskich przełęczach to wątpliwa przyjemność, ale z drugiej strony: to dopiero byłby wyczyn! Zawsze możesz też wybrać jakąś miłą i przyjemną trasę po płaskim. Grunt, żeby rower był sprawny. Chociaż oczywiście, zawsze milej, szybciej i przyjemniej się jeździ na jakimś “przyzwoitym” rumaku.

  1. Oświetlenie

– lampka na przód i tył (w zeszłym roku we Włoszech zaliczyłam wywrotkę i mocowanie do przedniej lampki zakończyło swój żywot. Od tamtego momentu jako przedniej lampki używałam czołówki przyczepionej do kierownicy. Wniosek: możesz zostawić przednią lampkę w domu, o ile zabierasz czołówkę)

– kamizelka odblaskowa (kupisz w Castoramie czy innym Leroy Merlin za jakąś dychę, a może ci uratować życie we mgle czy w tunelach)

  1. Bidony. Ja zawsze mam dwa.
  2. Zapięcie do roweru. Niestety, takie sensowne waży koło kilograma. Ale lepiej wozić dodatkowy kilogram, niż obudzić się rano bez roweru.
  3. Smar do łańcucha i jakaś szmatka do czyszczenia niniejszego łańcucha.
  4. Pompka. Ja bardzo sobie chwalę moją Giant Control Mini Combo Enduro – jeździ sobie przyczepiona do ramy, nie ważąc prawie nic a jednocześnie pompuje tylko niewiele gorzej, niż taka wielka garażowa pompka.
  5. Zapasowa dętka i łatki + klej + papier ścierny + łyżki do zdejmowania opon (w Decathlonie komplet kosztuje jakieś 8 zł).
  6. Multitool – ja od dłuższego czasu używam najtańszego z Decathlonu, nie jest to pewnie szczyt ergonomii, mnogości funkcji i w ogóle, ale ma wszystkie imbusy, których potrzebuję do złożenia roweru na lotnisku, czy podregulowania tego i owego i kosztował trzy dychy.
  7. Trytytki i szara taśma. Czyli uniwersalne środki do naprawy wszystkiego, przynajmniej na tyle, żeby nie telepało, dopóki nie znajdziemy jakiegoś serwisu.
  8. Ekspandery, linki elastyczne – do mocowania dodatkowych rzeczy na bagażniku. Przydadzą się też do suszenia prania.
  9. Uchwyt na smartfona. Absolutnie niekonieczny, aczkolwiek przydatny, zwłaszcza gdy korzysta się z nawigacji w telefonie. W tym miejscu muszę polecić dwie rzeczy:

– czeską aplikację mapy.cz, która znakomicie sprawdziła się jako nawigacja w Szwajcarii, Austrii, Włoszech i Słowenii, nieco gorzej na Bałkanach. Duży plus: zaznaczone na mapie drogi i trasy rowerowe. Przy planowaniu trasy można zaznaczyć opcję rower górski lub rower szosowy.

– uchwyt Quad-Lock. Jak na taki malutki dyngs, jest to niestety drogie dziadostwo, ale bardzo wygodne w użyciu i stabilnie trzyma telefon nawet na wertepach i leśnych ścieżynkach.

  1. Kask. Niektórzy nie lubią, bo niewygodnie i w ogóle głupio wygląda. Ja uważam, że niewygodniej i głupiej się wygląda z roztrzaskaną czaszką, ale być może jest to kwestią sporną.

Toboły, czyli w co się spakować

  1. Sakwy. Mi wystarczą dwie na tylny bagażnik, niektórzy twierdzą, że lepiej równomiernie rozłożyć ciężar na przód i tył. Ja uważam, że lepiej wziąć mniej. Jakie? Crosso Dry 60. Mocne, wodoszczelne, lekkie, wyprodukowane w Polsce i o niebo tańsze niż np. popularny na całym świecie Ortlieb. Ja mam wersję z systemem Click (trochę droższe niż z tradycyjnymi hakami), bardzo praktyczne przy częstym zakładaniu i zdejmowaniu sakw z bagażnika.Jeśli chcesz podróżować bardziej “na lekko”, w urozmaiconym terenie, w którym zależy ci na zwrotności, możesz odpuścić sobie instalowanie bagażnika i zakładanie sakw i kupić zestaw toreb mocowanych na rurze podsiodłowej, ramie i kierownicy (googlując słowo “bikepacking” znajdziesz mnóstwo sposobów na to, jak poupinać cały potrzebny bagaż na rowerze).
  1. Torba na kierownicę. Na to, co powinno być bardziej pod ręką: aparat, apteczkę, przekąskę. W zeszłym roku miałam ze sobą starą torbę mocowaną na zwykłe paski, które ciągle się luzowały. Ale w budżecie nie było miejsca na nową, więc radziłam sobie z tym, co miałam. Jakoś przeżyłam.
  2. Plecak. To jest takie moje osobiste dziwactwo, na które zazwyczaj ludzie reagują spojrzeniami pełnymi politowania i komentarzami: będą cię plecy bolały, przecież to niewygodne, jak ty możesz z plecakiem jeździć? Póki co plecy mnie nie bolą (może będę mówić inaczej za 20 lat), mój plecak (Coleman Hayden Creek 40) jest na tyle wygodny, że zazwyczaj zapominam, że w ogóle go mam, wygląda niepozornie a pomieści aż 40 litrów i dzięki temu mogę najcenniejsze rzeczy (paszport, aparat, portfel) mieć zawsze ze sobą, gdy np. zostawiam rower pod sklepem. Przydaje się także w nierowerowe dni, gdy chcę połazić po górach czy pozwiedzać.

Coś na grzbiet, czyli ubrania

Oczywiście ta sekcja jest bardzo zależna od tego, jakiej pogody się spodziewamy. Zakładam, że większość ludzi woli jeździć na rowerze latem, więc będzie to lista na lato, uwzględniająca kapryśną pogodę w górach.

  1. Koszulka rowerowa/sportowa z technicznego materiału – razy 2. Niestety, na rowerowym wyjeździe trzeba się przyzwyczaić do prania codziennie. Jedna koszulka na tobie, druga koszulka się suszy, przyczepiona gdzieś na bagażniku. To samo dotyczy bielizny (skarpetek można wziąć trochę ekstra, zwłaszcza, jak wiesz, że będzie zimno). Czyste ciuchy na każdy dzień? Może na wyjazd do pięciu dni dałoby się to upchnąć, na każdy dłuższy trzeba się liczyć z praniem. Na szczęście “techniczne” koszulki schną szybko, więc czasem nawet nie muszą powiewać jak chorągwie na rowerze, bo zdążą przez noc się dosuszyć.
  2. Spodenki rowerowe z “pampersem” – razy 2. I znowu: jedne na tyłku, jedne się suszą. Czy bez spodenek z wkładką się nie da? Da się, zwłaszcza jak masz mięciutkie siodełko i zamierzasz jeździć krótkie dystanse. Ale dobra wkładka ratuje tyłek, dosłownie.
  3. Cienka rozpinana bluza/wiatrówka – coś do zarzucenia, kiedy jest chłodno, ale nie pada. Przydaje się bardzo na długich zjazdach w górach.
  4. Bluza/sweter/polar do siedzenia wieczorem. Przyda się też do spania, jeśli biwakujemy i noce są chłodne.
  5. Długie spodnie wodoodporne i wiatroszczelne.
  6. Kurtka przeciwdeszczowa.
  7. Foliowa pelerynka przeciwdeszczowa aka worek na śmieci. Waży tyle co nic, miejsca nie zajmuje, ale ratuje życie w razie poważnej ulewy, gdy nawet najbardziej wodoodporna kurtka nie daje rady. Wprawdzie poci się w niej człowiek jak świnka, więc na dłuższą metę nie da się w tym jeździć, na krótki intensywny deszcz jest jak znalazł.
  8. Buff, czyli chusta wielofunkcyjna, sztuk 2. Zastąpi czapkę, szalik, kominiarkę, opaskę.
  9. Rękawiczki. Ostatnio podpatrzyłam też na jednym filmiku jeden dobry trik na deszcz: gumowe rękawiczki nałożone na zwykłe. Jeszcze nie testowałam, ale na pewno spakuję na następny wyjazd.
  10. Buty:

– buty rowerowe SPD

– jakieś buty do chodzenia. W moim przypadku Salomon Speedcross 4 – wygodne, idealne na górskie wędrówki, lekkie.

Jeśli jeździsz na zwykłych pedałach platformowych to oczywiście buty rowerowe odpadają. Na dobrą sprawę wystarczy wtedy jedna para, ta sama do jeżdżenia i chodzenie.

– klapki

  1. Jeden zestaw “ubrań cywilnych”, nierowerowych.
  2. Coś do spania.
  3. Okulary przeciwsłoneczne.
IMG_20180724_104638.jpg
Przemoczone buty suszą się na bagażniku w alpejskim słońcu.

Łazienka

  1. Pasta i szczoteczka do zębów.
  2. Szczotka do włosów, gumki.
  3. Krem z filtrem.
  4. Szampon w kostce. Dużo lżejszy niż tradycyjny płynny szampon, zajmuje mało miejsca.
  5. Mydło (jak wyżej: mniejsze i lżejsze niż żel pod prysznic). Przyda się też do prania.
  6. Ręcznik szybkoschnący (polecam z Decathlonu, nie ma sensu na to wydawać dużo pieniędzy!).
  7. Wazelina/pomadka do ust.
  8. Papier toaletowy.
  9. Chusteczki nawilżane – na wypadek, gdyby nie było się gdzie umyć.
  10. Żel antybakteryjny do rąk.
  11. Dezodorant.

Apteczka

  1. Gaza, sztuk kilka.
  2. Bandaż (jest taki fajny wynalazek jak bandaż samoprzylepny, polecam!).
  3. Plastry.
  4. Folia NRC.
  5. Płyn do odkażania (Octenisept lub podobny).
  6. Tabletki przeciwbólowo-przeciwzapalne, przeciw biegunce, przeciw alergii, ewentualnie coś na przeziębienie.
  7. Magnez w tabletkach musujących/elektrolity.

Sprzęt biwakowy

O ile oczywiście zamierzasz biwakować.

  1. Namiot. Twój przenośny dom, który daje ci niezależność i większą elastyczność.
  2. Mata samopompująca. Ma przewagę nad klasyczną, niezniszczalną karimatą przede wszystkim jeśli chodzi o rozmiary: można ją spokojnie zwinąć w malutką paczuszkę i schować w sakwie. Mogę polecić Fjord Nansen Enmo Light – waży około pół kilo, co jest całkiem niezłym wynikiem.
  3. Śpiwór. Puchowy jest dużo bardziej kompaktowy, ale droższy i nie sprawdzi się w bardzo wilgotnym klimacie. W zeszłym roku jeździłam z pożyczonym HiMountain Arctic Ultralight, daje radę nawet gdy na zewnątrz mroźno, polecam! Ostatnio w końcu dorobiłam się swojego, jak go trochę przetestuję, to na pewno coś tu dopiszę.
  4. Sprzęt do gotowania i naczynia:

– kuchenka gazowa/wielopaliwowa

– menażka

– kubek metalowy

– łyżka

– scyzoryk (od 4 lat używam Victorinox Handyman i nadal jest ostry jak brzytwa, ma wszystko: nóż, otwieracz do konserw, otwieracz do wina – ważne!, piłkę, pęsetę i jeszcze parę innych gadżetów).

bty

  1. Latarka-czołówka – bardzo polecam firmę Petzl, niestety nie byłam w stanie znaleźć, jak się nazywa ten model który mam, ale od lat pracuje bez zarzutu.

Elektronika/inne

  1. Telefon.
  2. Aparat / kamerka sportowa. Nie jest to must-have, ale większość lubi mieć pamiątki z wyjazdu w postaci zdjęć (i warto mieć do tego coś oprócz smartfona, zwłaszcza, jeśli możliwości ładowania są ograniczone). Póki co tacham ze sobą lustrzankę Canon 550D, ale powoli skłaniam się ku wymianie na jakiegoś podręczniejszego bezlusterkowca.
  3. Powerbank. Moje odkrycie: TP-LINK TL-PB20100. Duża pojemność, co najmniej 7 razy jestem w stanie naładować z niego mojego smartfona.

 

3 thoughts on “Płacz i zgrzytanie zębów, czyli jak się spakować na wyjazd rowerowy”

  1. Pingback: Flixbusem z rowerem - Wobbly Ride

  2. Pingback: Apteczka na wyjazd rowerowy - Wobbly Ride

  3. Pingback: Jak wybrać śpiwór na wyprawę rowerową - Wobbly Ride

Leave a Reply

en_USEnglish
Scroll to Top