Dziewczę z nizin vs. alpejskie przełęcze. Furka, Nufenen i Grimsel rowerem

W moim przypadku pokonywanie rowerem alpejskich przełęczy przebiega w sposób zbliżony do kupowania spodni (zaopatrywanie się we wszystkie inne elementy garderoby przychodzi mi z łatwością, w przypadku spodni muszę się sporo namęczyć). Wyróżnić można następujące etapy:

  1. Internetowy research budzący zapał (w sklepach online wszystko wygląda kusząco!)
  2. Droga przez mękę, siódme poty. To, co w internecie wyglądało tak super, w rzeczywistości kompletnie nie nadaje się na moje nogi.
  3. Zwątpienie: może wrócę, jak nogi będą lepsze albo jak będę miała dwa kilo mniej?  Nie poddaję się tylko dlatego, żeby nie musieć przechodzić tego od początku raz jeszcze.
  4. Jeszcze tylko kawałeczek, wytrzymasz, dasz radę!
  5. Sukces – mam to!
  6. Triumfalny powrót do domu.

Miałam szczęście, że moje szwajcarskie wczasy spędzałam w Obergesteln – miejscowości, w której absolutnie nic się nie dzieje, ale za to w promieniu 20 km znajdują się aż trzy kultowe przełęcze: Nufenen (2480 m.n.p.m.), Furka (2429 m.n.p.m.) i Grimsel (2164 m.n.p.m.). Nie było więc innej możliwości, niż sprawdzić, czy choć trochę nadaję się na górala i przejechać się po słynnych drogach, które otwarte są tylko przez jakieś trzy miesiące w roku.

IMG_0186.JPG

Furka

Na pierwszy ogień biorę rozsławioną w kolarskim świecie Furkapass, czyli czwartą najwyżej położoną wyasfaltowaną przełęcz w Szwajcarii. Na niespełna 20 kilometrach do zrobienia jest 1177 metrów w górę – tyle to ja zazwyczaj robię na 100 kilometrach! Chociaż wśród skalistych wzgórz panuje przyjemny poranny chłodek, pokonując kolejne zakręty pocę się w mojej cieniutkiej kurteczce jak na fińskiej saunie. Po drodze mijam lodowiec Rodanu, którego błękit jeszcze kilkadziesiąt lat temu był widoczny wprost z ulicy i stanowił największą atrakcję okolicy; przez ostatnie lata niestety sporo się skurczył i przybrudził. Mimo to warto odwiedzić grotę pod lodowcem (biorąc pod uwagę tempo topnienia lodowca nie wiadomo, jak długo będzie można korzystać z tej atrakcji, więc uważam, że 9 franków za wstęp to dobrze wydany pieniądz).

IMG_0028.JPG

IMG_0013.JPGŚrednio co kwadrans nachodzi mnie myśl, że jednak jestem na takie zabawy za słaba, próbuję jednak zmusić się do kontynuowania wysiłku: “jeszcze przynajmniej 100 metrów podjedź, potem możesz zawrócić”. I takim sposobem, krok po kroczku, znajduję się na samej górze. Można? Można!

IMG_0116.JPG
Najbardziej sztampowy obrazek z Furki: kolarze na zakręcie przy hotelu Belvedere, położonym tuż przy lodowcu Rodanu.
IMG_20180707_095909.jpg
Byłam tak styrana, że nie dałam rady podnieść Białej Strzały wyżej 😉

Na zjazd zakładam dodatkową warstwę – można naprawdę zmarznąć, kiedy przez kilkanaście kilometrów sunie się w dół. Drętwieją mi też palce od ciągłego wciskania hamulców – pierwszy raz na takich zakrętach trochę się cykam i nawet nie próbuję sobie wyobrażać, jak coś takiego się zjeżdża, kiedy pada deszcz i jest ślisko.

Nufenen

Na Nufenen trzeba podjechać jeszcze parę metrów wyżej niż na Furkę, w dodatku droga jest o parę kilometrów krótsza. Cały czas nachylenie 8-10 %, cały czas mozolnie kręcisz, chociaż momentami wydaje ci się, że droga robi się jakby płaska. Ale potem spoglądasz na wskaźnik wysokości w Garminie i okazuje się, że nie, jednak cały czas jedziesz pod górkę.

bty

Na pierwszych kilometrach dojeżdża do mnie starszy pan, na oko 60+. Próbuję go zagadać, okazuje się, że pan mówi tylko po francusku. Wygrzebuję z otchłani mózgu jakieś kilka zwrotów, które gdzieś mi się obiły o uszy i mówię mu, że droga jest dificil i że jestem de pologne, a tam no grandes montagnes. Pan mówi, że i tak jadę bien bien i po chwili żegna się i przyspiesza, zostawiając mnie w tyle. Siła doświadczenia, może ja do sześćdziesiątki też się wyrobię?

IMG_20180724_112607.jpg

IMG_20180710_102027.jpgPodjazd na Nufenen ma kompletnie inny klimat niż surowa, ale przepełniona masową turystyką Furka – wokół zielone łąki, na których poświstują świstaki; jest sielsko i spokojnie. Atmosferę psują trochę słupy i linie wysokiego napięcia, mimo to można jednak nacieszyć się alpejską przyrodą. Zdecydowanie polecam!

bty

IMG_20180710_112234.jpg

Grimsel

Najniższa z całej trójki, co wciąż nie oznacza, że łatwa. Pierwsze podejście, z tobołami, w deszczu, od strony Innertkirchen (czyli z dłuższym podjazdem), kończy się podwózką autostopem (o czym pisałam tutaj). O mały włos poddałabym się także podczas drugiego podejścia, tym razem już od strony Oberwaldu – dramatyczne chmury na niebie i silny wiatr wróżą burzę, jednak udaje mi się dojechać i zjechać na sucho.

GOPR5588.JPG

Przełęcz Grimsel w ogóle ma w sobie coś złowrogiego – na jej szczycie znajduje się jezioro <tu następuje muzyka z filmów grozy> Totensee, czyli jezioro umarłych, a o poranku często skąpana jest w tworzącej aurę tajemniczości mgle – miejsce z klimatem, nie ma co!

IMG_20180702_203211.jpg

IMG_0080.JPG

IMG_20180717_091438.jpgDla kogo ta zabawa?

To nie są niedzielne przejażdżki dla ludzi, którzy chcą sobie radośnie pokręcić na rowerze nie spociwszy się zanadto. To raczej coś dla ludzi, którzy są szczęśliwi dopiero wtedy, gdy się porządnie zmęczą (wyrzut endorfin gwarantowany, po takiej porannej jeździe przez resztę dnia ludzie pytają się, co bierzesz i gdzie to kupić). Ale nie jest to wyzwanie tylko dla herosów – skoro takie dziewczę z nizin jak ja sobie poradziło (wprawdzie z wieloma przerwami i w tempie żółwia, ale zawsze), to każdy w miarę sprawny człowiek na w miarę sensownym rowerze sobie poradzi. A jak ktoś nie lubi się aż tak męczyć, to niech wynajmie rower ze wspomaganiem i cieszy się scenerią!

btybty

 

 

Skomentuj

3 thoughts on “Dziewczę z nizin vs. alpejskie przełęcze. Furka, Nufenen i Grimsel rowerem”

  1. Pingback: Jak jeździć rowerem w saunie, czyli upalne cztery dni w północnych Włoszech – RUN, BIKE, EAT

pl_PLPolski
Scroll to Top